Wywiad dla magazynu ”Świat Koni”

Zamiast wizytówek, daje ulotkę ze zdjęciem wpatrującego się w ciebie psa.

Przy czworonogu komiksowy dymek z pytaniem: czy naprawdę mnie słyszysz?

Zgłaszają się do niej ci właściciele zwierząt w tym także koni, którzy znaleźli się w trudnym momencie życia ze swoim podopiecznym, którzy uznali, że medycyna nie pomaga w leczeniu, którzy borykają się z problemami behawioralnymi u zwierząt, którzy są ciekawi jej umiejętności.

Animal communicator – tak przedstawiałaby się gdyby pracowała za granicą.

W Polsce nie ma odpowiednika, którego może użyć dlatego nie tak prosto wyjaśnić czym zajmuje się Anna Dymek.

●●●●●

Anna z właścicielką konia weszły na padok.

Koń jadł siano stojąc zwrócony tyłem. Nie był zainteresowany wizytą.

Anna powiedziała, że nie może go usłyszeć, że chora noga konia, która według weterynarzy powinna być leczona w klinice i która jest powodem wizyty Anny nie jest przyczyną tej obojętności i nie ona jest źródłem problemów.

– Czy to twój koń? – zapytała, co wydało się właścicielce absurdalne.

– Oczywiście, że mój odpowiedziała.

– Czy to na pewno twój koń? – dopytywała. Jest odwrócony od Ciebie i od życia.

– Czy w papierach to twój koń?

– Nie, w paszporcie należy do pierwszego właściciela, a według umowy sporządzonej odręcznie podczas zakupu należy do pośrednika.

– I dlatego to nie jest twój koń a jego energia życiowa dzieli się na te dwie osoby – wyjaśniła.

Anna oceniła jego energię na 30%. W największej części pośrednik zajmował jego witalność żerował na nim. Co więcej ów pośrednik był bolesnym tematem dla obecnej właścicielki, bo wiązała się z nim nieprzyjemna historia końca przyjaźni. Anna powiedziała, że koń jest lustrem dla człowieka i że to odwrócenie od życia, to obraz tego co się dzieje z właścicielką. Historia wiążąca ją z pośrednikiem ciążyła na niej jak ogromny głaz. Anna nie znała jej, ale usłyszała ją na padoku ze szczegółami poczuła, że tu musi być coś wypowiedziane na głos, że trzeba podziękować drugiej osobie za to co dla nich zrobiła jakie przykre by to nie było.

Wypowiadając słowa wdzięczności kiedy z wielką ulgą właścicielka ocierała łzy koń podszedł do Anny stanął przed nią „nos w nos” i bardzo ciężko westchnął. Jemu również ulżyło.

Anna powiedziała, że w jej odczuciu klinika nie jest potrzebna i zasugerowała inną metodę leczenia. Dalszą część wizyty stanowiły ustalenia, dotyczące metod leczenia i roli jaką ten koń chce w życiu odgrywać. On potrzebuje wyzwań, pracy z człowiekiem, nie odpoczynku od chorób, powiedziała Anna. Pierwsze co zrobiła właścicielka to przerejestrowała konia na siebie i wyrównała dług u pośrednika.

Potem podjęła się zaleconych metod leczenia, które przyniosły efekt kulawizna minęła i stan zapalny również.

Jak przedstawić cię czytelnikom? Wspomniałaś, że nie znajdujesz w języku polskim odpowiedniego określenia, odpowiednika animal communicator. Kimś takim jest na przykład Margrit Coates, która wydała kilka książek na ten temat pracuje ze zwierzętami i która je słyszy.

Anna Dymek: Przetłumaczenie animal communicator brzmi okropnie, więc przedstawiam się jako osoba, która pomaga zrozumieć zwierzęta. Nie mieszczę się w pudełku Animal Komunikatora, bliżej mi do Spiritual Catalist (Katalista Duchowy. Katalista: uruchamiający zmianę), ale ta nazwa też brzmi dziwacznie w naszym ojczystym języku więc z niej nie korzystam i czekam na właściwe słowo, które pomieści wszystko to czym się zajmuję tak na prawdę. Nie jestem też behawiorystą z tej dziedziny wiem niewiele, ale w swojej pracy bardzo często słyszę od ludzi, że moje uwagi pokrywają się z uwagami tych specjalistów.

Kiedy zrozumiałaś, że możesz zajmować się w życiu taką pracą ze zwierzętami?

Od dziecka doświadczałam przeróżnych stanów tzw. „poszerzonej świadomości”, min. przez lata regularnie wychodziłam poza ciało doświadczając OBE (Out of Body Experience – eksploracji rzeczywistości poza ciałem). To była moja szkoła rozpoznania. Tego co jasne, tego co ciemne. Tego co pomiędzy. Szkołą umiejętność spotkania się z esencją danej istoty, z jej rdzeniem. Po latach, będąc już dorosłą osobą i czytając opracowania np. na temat praktyk głębokiej medytacji czy praktyk szamańskich, uświadamiałam sobie, że te stany i to, co podczas nich przeżywałam nie jest niczym nieznanym. Oswoiłam się z tym, że to jest moją naturalną umiejętnością. Przez lata zajmowałam się też szeroko rozumianym rozwojem duchowym, poznając rozmaite praktyki i metody robiąc gruntowne porządki sama ze sobą. Któregoś dnia znajoma pożyczyła mi cieniutką książkę pewnej mało znanej angielskiej animal komunikatorki. Ta książka była o mnie. ” Przecież ja już to robię” pomyślałam z zaskoczeniem. To było wielkie odkrycie, które dało mi impuls do tego żeby iść dalej.

Każde zwierzę możesz usłyszeć?

Mogę nawet nie znać jego gatunku. Do mnie mówi istota zamknięta w ciele danego zwierzęcia. A kiedy ją słyszę, to tak jakby zalewała mnie fala odczuć, dźwięków, smaku, zapachu, wrażeń. Każdy z nas jest i nadajnikiem i odbiornikiem w stosunku do drugiej osoby czy do zwierząt i u mnie pokrętło od częstotliwości jest bardziej podkręcone niż u statystycznego Kowalskiego.

W takim razie, jak znosisz podróż zatłoczonym metrem?

Mam ograniczoną tolerancję, którą mogę przeznaczyć na przebywanie w zatłoczonych miejscach gdzie się dużo dzieje. Mogę ściszyć ten wewnętrzny odbiornik, ale nigdy wyłączyć. Zazwyczaj nie zgadzam się żeby w sesjach, które przeprowadzam brały udział osoby trzecie nie związane z rodziną klienta, właśnie dlatego, że wchodząc w pole naszej pracy moje zwierzęcia i jego właściciela, dodatkowa osoba zaburza odbiór. Te sesje bardzo często są intymne dotyczące fundamentu naszych relacji, pragnień, przeznaczenia, powodów, dla których dany zwierzak pojawił się w naszym życiu i tego co chce nam powiedzieć.

Jak nauczyłaś się bycia tym swoistym „tłumaczem”?

Kiedyś mój ukochany kot Miłosz zniknął na kilka dni. Wylałam morze łez. Zbliżała się zima, więc spróbowałam zapytać go czy nie jest mu zimno. Dostałam od niego odpowiedź: „Tak, ale nie tak jak myślisz”. Wrócił po ośmiu dniach w doskonałej formie cały zadowolony. To doświadczenie dobitnie mi pokazało, że każdy gatunek postrzega rzeczywistość w inny sposób. Ich świat doznań jest zupełnie inny od naszego. Musiałam nauczyć się właściwie zadawać pytania, żeby móc najlepiej jak to jest możliwe przetłumaczyć ze zwierzęcego na ludzki. Miłosz był moim największym nauczycielem.


Czy coś zaskoczyło cię w tym zwierzęcym świecie doznań?

Najbardziej porusza mnie podejście zwierząt do tematu narodzin i śmierci oraz do tematu więzi rodzinnych. Te pierwsze jest zaskakująco proste i nieskomplikowane, a drugie niesłychanie głębokie i silne. Nam się może wydawać, że można już spokojnie odsadzić dane źrebię a ono czasem potrzebuje jeszcze kilku dni czasem tygodni żeby rozstać się z matką. To samo dotyczy wyjazdów na zawody, zmian stajni. Tak, konie wiedzą o zmianach wcześniej bo świetnie czytają nasze pole myśli i odczuć i my nic nie musimy mówić. Nie zmienia to faktu, że przed jakimś wydarzeniem dobrze jest opisać koniowi w myślach czy na głos, dokąd jedzie, kiedy, co tam się będzie działo, na jak długo. To mu pozwoli lepiej się przygotować do zmiany.

Pracowałaś jako wolontariuszka w schronisku dla zwierząt. Co ci to dało?

Przede wszystkim mogłam zweryfikować swoje umiejętności. Bardzo szybko mogłam zobaczyć czy moje odczucia na temat danego zwierzaka są obiektywne i trafne czy może „projektuję” na niego swoje widzimisię i w efekcie tracę kontakt z jego istotą. To trudne miejsce szybko uczy pokory i szacunku do czyjejś drogi – jaka by ona nie była. Spotkałam tam wiele zwierząt, które dokładnie wiedziały dlaczego tam trafiły i czego chciały tam doświadczyć. Spotkałam m.in. psa, który spędził tam osiem lat. Przez ten czas wiele osób chciało go adoptować, ale jakimś dziwnym trafem w ostatniej chwili nie dochodziło do adopcji. Zapytałam go, czego doświadcza w schronisku. Powiedział mi, że samotności. Sprawdzałam parametry tego doświadczenia na ile on je wypełnił i co jakiś czas go monitorowałam. Kiedy go poznałam było to niewiele ponad 50%. Kiedy po dwóch latach osiągnęło 98%, w ciągu tygodnia znalazł świetny dom. Ta istota, która była w tym psie bardzo dobrze wiedziała, że nie ma dla niej lepszego miejsca we wszechświecie, w którym mogłaby doświadczyć tego czego potrzebowała czyli samotności.

Po co mu było to doświadczenie?

To już tylko on sam wie. Spotykam wiele zwierząt, których poziom świadomości przekracza poziom świadomości ich właścicieli a czasem i mnie samej. Współistnieją tu z nami jako nasi pomocnicy lub opiekunowie bywa, że są tu ze zwykłej ciekawości tego zakątka wszechświata. Nie postrzegam zwierząt jako istot podrzędnych nam ludziom. Jesteśmy sobie równi. Tak to widzę.

Mówisz, że mierzysz parametry…

Tak, jak lekarz mierzy parametry życiowe ja mierzę odczuwam poziom energii życiowej u zwierzęcia, poziom świadomości, gotowość na zmiany, jego kontakt z  rzeczywistością, ze swoim ciałem. Bardzo trudno się pracuje z koniem, który ma słaby kontakt ze sobą i z ciałem – a jak jego jeździec również nie ma tego kontaktu to jest po prostu recepta na istną tragedię. Pytania są zawsze podobne: dlaczego tak jest? Czego nie chcesz poczuć? Co ci odbiera witalność? Co się dzieje takiego, że się samoistnie nie regenerujesz – przecież wszyscy mamy do tego zdolność. Zasilamy się wszystkimi żywiołami, a nie tylko kaloriami i substancjami odżywczymi. Bardzo wiele czynników ma wpływ na to „jak się mamy”, oczywiste typu życie prenatalne, traumy, więzi energetyczne, ale i też te o których zdarza się nam zapomnieć: wpływ myśli właściciela czy otoczenia, w którym zwierzę przebywa. Jeśli koń stoi w boksie non stop z wyjątkiem godzinnych treningów, i nie ma możliwości swobodnego zresetowania się, oczyszczenia swojego pola będzie zużywał swoje rezerwy energetyczne – a one nie są odnawialne. My ludzie w dzisiejszych czasach jesteśmy bardzo odcięci od ziemi żyjemy w ciągłym jazgocie myśli, emocji, sprzętu elektrycznego to bardzo wpływa na nas i na nasze zwierzęta.

Czy można powiedzieć, że zajmujesz się uzdrawianiem zwierząt?

Nie. One uzdrawiają się samoistnie. Wystarczy im pokazać jak. Wystarczy im przypomnieć. Moją główną rolą jest odkrycie kart i pokazanie, kto jakimi kartami gra. I w co gra. Właściwie zawsze jest tak, że te karty u ludzi i u zwierząt są te same lub bardzo podobne. Zwierzę jest odbiciem różnych części nas, naszego związku, naszej rodziny, naszych lęków, potrzeb. To lustro w nich bierze się czasami stąd, że paradoksalnie zwierzęta są bliżej nas niż nasi życiowi partnerzy. Nasze pola energetyczne się nachodzą, zlewają i tak, upodabniamy się do siebie. Iluzją jest przekonanie że to, co się dzieje z moim zwierzęciem jest wyłącznie jego problemem. Czy chcemy tego czy nie jesteśmy ze sobą połączeni na wielu płaszczyznach. W swojej pracy namawiam i ludzi do wzięcia odpowiedzialności za siebie. Za swoje myśli, emocje i przekonania, które projektują na własne zwierzęta. Pamiętam odpowiedź pewnego psa, który był nieznośny. Właściciel bardzo narzekał, że pies się nie słucha i że wciąż musi być w centrum uwagi. Spytałam psa, dlaczego taki jest. Odpowiedział rozbrajająco: “Bo mogę”. Olśniło mnie, że to właściciel ma ogromną potrzebę bycia zauważonym i podświadomie jest mu bardzo na rękę że ma psa, na którego wszyscy zwracają uwagę bo dzięki temu także zwracają uwagę na niego.


Nie zajmujesz się uzdrawianiem, ale czy po twoich wizytach, ingerencjach, zdarzyło się, że zwierzęta odzyskiwały lepszą formę?

Jest tak w większości przypadków. Zasiewam ziarnko, które kiełkuje. Nie przychodzę do klientów z założeniem, że coś zmienię w ich relacji ze zwierzęciem tylko, że uświadomię co się w niej dzieje teraz. To uruchamia proces zmiany. Jaki będzie efekt? Nie wiadomo bo zarówno dla zwierzęcia, jak i dla człowieka w czasie tych spotkań otwiera się pewna przestrzeń, w której mogą poczuć swój potencjał możliwości to kim są, kim chcą być. Podam inny przykład. Pewna kobieta miała kotkę która mimo, że nigdy nie doświadczyła krzywdy, prawie nie pozwalała się dotykać. Miała ją od czterech lat. Kotka mi powiedziała, że niczego jej tak nie brakuje jak ziemi i słońca. Żadna inna karma, żadne kocięta, nic z tych rzeczy. Pod wpływem tej sesji kobieta wyprowadziła się do miejsca, w którym kotka miała na wyciągnięcie łapy i ziemię i słońce. Po tygodniu dostałam wiadomość: “Przez całe jej życie nie wygłaskałam jej tyle co jednego poranka. Nigdy nie podchodziła tak blisko. (…) Teraz kładzie się tuż przy mnie i czeka na głaskanie po brzuszku (..). Śpi tuż przy mnie”. Życie tej kobiety też się zaczęło diametralnie zmieniać na takie o którym zawsze marzyła.

A jednak ludzie dzwonią do ciebie również po to, żebyś spojrzała, a to na chory grzbiet, a to na chorą nogę u konia…

Choroby fizyczne są wynikiem tego co wydarzyło się na innych poziomach – np. w ciele emocjonalnym, mentalnym. Choroba fizyczna jest ostatnim etapem, dowodem na zaniedbanie swojego komfortu psychicznego, energetycznego. Medycyna chińska ze swoimi założeniami jest bliska temu rozumieniu. Nie zastępuję weterynarza, ale pomagam zobaczyć sytuację z innej perspektywy. Moim zadaniem jest dotarcie do pierwotnej przyczyny problemu. Jeśli uleczy się pierwotną przyczynę złamania ducha to problem się rozpłynie. Staram się patrzeć na sytuację z jak najszerszej perspektywy nie skupiając się na chorobie czy problemie behawioralnym, ale docierając do tego co daną istotę najbardziej osłabiło lub osłabia i czy ma gotowość na uzdrowienie tego obszaru. Nie zawsze chęć do zmiany jest taka oczywista. 

W tej chwili jest mnóstwo specjalistów od budowania relacji z koniem, w których pod lupę bierze się komunikację człowieka i konia…

Metoda pracy nie ma znaczenia. Można robić koniowi krzywdę przy pomocy niewinnego kantarka a można mieć niesamowite, głębokie i piękne porozumienie z koniem używając z rozsądkiem munsztuka, ostróg i biorąc udział w wysokich konkursach. Jest takie przekonanie, że żeby wszystko było harmonijne między koniem a jeźdźcem, konie muszą być wolne jeść trawę na łące i nic więcej nie robić. A przecież każda istota ma swoje potrzeby. Wiele koni chce się spełniać w sporcie a ich męką jest to, że nie wychodzą poza rekreację. Znam konie pchane do sportu, które mają naturę filozofa. Nie da się żadnymi metodami treningowymi zmienić natury konia, przekierować jej na inny tor. Często spotykam konie, które nie są wykorzystane zgodnie z ich potencjałem i tu czuję się przydatna bo mogę ten potencjał określić.

Czy zdarzyło ci się, że koń, do którego pojechałaś, nie pozwolił ci na komunikację?

Tak. Zdarza się, że zwierzę boi się, że właściciel wykorzysta podane mu informacje przeciwko niemu. W takich sytuacjach szanuję jego wolę i milczę na dany temat. Bywa też tak, że zwierzę nie chce rozmawiać, bo odpowiedź na pytanie jest dla niego zbyt trudna lub bolesna. Pamiętam też pewną bardzo trudną w obejściu klacz. Próbowałam z różnych stron nawiązać z nią kontakt. Zero odbioru, prócz powierzchownego zarysu sytuacji. Wracając z pastwiska podszedł do nas stary, siwy koń, od którego usłyszałam: “mogę być przydatny”.  Nie zrozumiałam go w pierwszej chwili. Sądziłam, że ten wiekowy koń mówiąc, że może być przydatny ma na myśli chęć do pracy w ogóle. Ale wracając do domu zdałam sobie sprawę, że mówił o pomocy w porozumieniu się z tym koniem do którego przyjechałam. Skontaktowałam się z nim jeszcze raz i za pomocą odczuć i obrazów opisał sytuację tamtej klaczy, która jako źrebię była świadkiem jak człowiek dręczył jej matkę a ona nie mogła jej pomóc i żaden z koni w stadzie też jej nie pomógł. Narodziła się u niej ogromna pogarda do ludzi i innych koni. Trudno się z takim przekonaniem pracuje szczególnie, że dotyczyło ono i właściciela.

Prowadzisz warsztaty podczas których uczysz komunikacji ze zwierzętami. Czyli można się tej zdolności nauczyć?

Jasne! (śmiech). Lubię mówić, że porozumiewanie telepatyczne to nasza zapomniana zdolność, którą jedynie trzeba „odgruzować” i nauczyć się odróżniać to co pochodzi od naszego umysłu a co od danej istoty. Proces „odgruzowania” jest tym prostszy im bardziej jesteśmy gotowi na porzucenie swojego ego – czyli wyobrażenia na temat tego, co jakie powinno być. Wspieram swoich uczniów w wyjściu poza granice własnych ograniczeń i przekonań na temat swojej osoby a resztę drogi torują zwierzęta i świat przyrody. Nie ma lepszych nauczycieli. Efektem jest umiejętność porozumienia się z każdym istnieniem. To nie ma znaczenia czy jest to koń, drzewo czy wiatr. Świat w którym żyjemy jest tak bogaty, że szkoda by było ograniczać się wyłącznie do rozmów ze zwierzętami, skoro wszyscy na tej ziemi jesteśmy połączeni niewidzialną nicią porozumienia i możemy się usłyszeć. Poczuć.

Zapewne dużo rozmawiasz ze swoimi zwierzętami?

Przeciwnie, najczęściej z nimi milczę delektując się cichą jakością tego spotkania. Mam zaskakująco mało pytań do swoich zwierząt. Nawet jeśli się krótko znamy.

Jakie są twoje osobiste relacje z nimi?

Mam dosyć zwyczajne relacje ze swoimi zwierzętami, choć bardzo głębokie. Kiedy pojawiają się uczucia i emocje tracimy swoją obiektywność i dzięki temu ja też mogę po prostu być zwyczajnym ludzkim opiekunem moich nadzwyczajnych zwierząt.